Prawo do nie wypowiadania się w jakiejś kwestii
Sprawdza się w sytuacjach, gdy jest to dla Ciebie niekomfortowe, masz za mała wiedzę w temacie lub zwyczajnie masz to gdzieś.
Prawo do blokowania ludzi w sieci
Sprawdza się w sytuacjach, gdy celem kogoś w sieci jest wyprowadzenie cię z równowagi, ktoś cię obraża lub nie chcesz, by algorytm zaproponował ci osobę, która powoduje twój dyskomfort.
Prawo do niesłuchania drugiej strony
Nie zawsze warto korzystać z tego prawa, ale czasami, jeśli nie jest się w stanie znieść opinii drugiej strony lub/i nie ma się siły na dyskusje można z niego korzystać. I tu mała przypominajka: twój kanał w social media, blog czy fanpage to prawdopodobnie nie jest medium publiczne, więc nie masz obowiązku dbać o pluralizm wypowiedzi.
Prawo do obserwowania osób, które masz ochotę obserwować
Uwaga, mało znany fakt: klikając follow nie przesiąkasz jednocześnie poglądami, zachowaniami czy słowami osoby, którą obserwujesz.
Prawo do nie istnienia gdzieś
Portali przybywa, każdy oferuje się jako najfajniejszy. Nie mamy obowiązku bycia gdziekolwiek w sieci, a teksty Jak to nie masz Insta?! są tak samo niefajne jak Jak to nie masz basenu przy domu?!. Periodt.
Jak znacie inne, podobne prawa, to wpisujcie w komentarze!
Niby takie proste prawa, ale zapomina się o nich 😁. Dziękuję za przypomnienie, miłego weekendu ♥️.
„5 wartości ktore uważam za zasady, więc sformułuje je jako prawa” *
Nie, to nieprawda. Prawo do wolności wypowiedzi zakłada również prawo do nie wypowiadania się, a na tym głównie opiera się mój wpis. A to prawo jest wpisane np. w polską konstytucję, art. 54.
Dobrze powiedziane.Uważam,że w tzw. realu również zdrowo jest stosować podobne zasady.Patryk-dopiero od niedawna Cię „znam”(internetowo) a już uwielbiam!
Bardzo fajnie to sformułowałeś.
Warto sobie dać również prawo do nie sięgania po telefon za każdym razem, gdy usłyszymy powiadomienie o wiadomości/komentarzu.
Wydaje mi się, że wiele osób, w tym kiedyś ja, żyje w poczuciu obowiązku odpisania NATYCHMIAST. Może to wprawiać w dyskomfort lub, w skrajnych przypadkach, poczucie winy.
Odbierałam sobie w ten sposób sporo przestrzeni. Na ten moment przyzwyczaiłam znajomych do tego, że traktuję wiadomości jak SMSy lub maile i odpisuję na nie*, kiedy czuję się na siłach.
*oczywiście powyższe nie stosuje się do sytuacji kryzysowych, ale wtedy ludzie raczej dzwonią